Co do jednego właściwie wszyscy są zgodni – takiego wariactwa jak w tym sezonie nie było nigdy wcześniej. Mowa oczywiście o siatkarskim rynku transferowym, który nie dość, że nabrał niesamowitego przyspieszenia, to jeszcze stanął na głowie. Zgody nie ma już jednak, gdy przychodzi ustalić, kto za to w największym stopniu odpowiada i co zrobić, żeby to szaleństwo zatrzymać. Gdy szef czołowego klubu potrafi jednocześnie dzwonić do dwóch–trzech zawodników grających na tej samej pozycji inni wpadają w popłoch. ]]>
Źródło:: Siatkówka Onet